Praktyki erasmus we Francji – czyli jak wyjechałam do Nantes na 2 miesiące
Hej! Jeśli jeszcze się nie znamy – jestem Kinga i uczę się francuskiego od 9 lat. Ukończyłam dwujęzyczne liceum z językiem francuskim i studiuję projektowanie graficzne na Asp. Na moim blogu dzielę się sposobami na efektywną naukę języka, pokazuję kulturę Francji i relacjonuję moje francuskie podróże.
W zeszłoroczne wakacje urodziła się w mojej głowie pewna myśl. Bardzo chciałam pojechać do Francji na dłużej. Szukałam różnych możliwości, sprawdzałam wszelkie wolontariaty czy wyjazdy połączone z pracą. Zabrałam się za to jednak dosyć późno, więc jedyne co mi zostało to zorganizowanie zwykłego wakacyjnego wyjazdu na tydzień (zwiedziłam wtedy urokliwe miejsca w Paryżu).
Jednak wakacje to tylko krótki okres czasu, a mi niezwykle mocno zależało na tym żeby przez dłuższy okres czasu mieć kontakt z francuskim językiem, kulturą, ludźmi.
Wpadłam na pomysł stażu – wydało mi się to świetnym pomysłem żeby w czasie wakacji spędzić kilkadziesiąt dni we Francji, a do tego rozwijać się zawodowo w dziedzinie, która mnie interesuje. Na moich studiach dowiedziałam się o programie praktyk zagranicznych finansowanych przez Erasmusa.
Po wielu miesiącach przygotowań, maili, formularzy, researchów – udało się! Wyjechałam na dwa miesiące do Nantes, do studia projektowego związanego z designem inkluzywnym.
W tym wpisie opisałam dokładnie moją drogę. Mam nadzieję, że będzie to dla Ciebie przydatne! Nawet jeśli nie planujesz jechać konkretnie do Francji, być może moje doświadczenie pokaże Ci nowe możliwości 🙂
Zapraszam Cię też na mojego instagrama, gdzie pokazuję na bieżąco moje podróże, miłość do francuskiego oraz ilustracje, które tworzę. Wpadaj!
1. Styczeń – wysyłanie maili i szukanie firmy do stażu
Pierwszą rzeczą, którą się zajęłam było przygotowanie portofilo z cv po francusku. Później napisałam szkielet maila po francusku i zaczęłam robić research w internecie szukając agencji, firm i studiów graficznych, do których mogłabym się zgłosić. Zaczęłam wysyłać maile z zapytaniem o staż w okresie wakacji. Finalnie wysłałam kilkadziesiąt takich maili. Niestety skutki nie były dla mnie satysfakcjonujące. Często dostawałam odpowiedź negatywną – firma pisała, że nie potrzebuje stażysty. Wiele maili zostało też bez odpowiedzi.
2. Marzec – nadarza się okazja
Powoli już traciłam nadzieję, że ktokolwiek mi odpisze, byłam zrezygnowana.
Dowiedziałam się jednak, że na Asp w Katowicach przyjedzie francuskie studio projektowe żeby przeprowadzić warsztaty z designu inkluzywnego. Jako żeby byłam wyczulana na słowo „francuskie” postanowiłam, że spróbuję w jakiś sposób porozmawiać z przedstawicielami firmy.
W czasie ich przerwy lunchowej podeszłam i zaczęłam nawijać po francusku. Opowiedziałam o tym kim jestem, co robię i że bardzo mi zależy na tym żeby zrobić staż we Francji. Byli zdziwieni, że ktoś w Polsce mówi po francusku 😉 Powiedzieli mi, że mam podesłać portfolio i dali mi swojego maila.
3. Kwiecień – brak odpowiedzi
Czekałam miesiąc i nie dostałam żadnej odpowiedzi od firmy, z którą rozmawiałam na żywo. Teraz byłam już w stu procentach przekonana, że nigdzie nie pojadę.
Wysłałam do nich maila jeszcze raz. I odpisali mi – chętnie mnie przyjmą!
4. Formularze erasmusowe
Jeszcze gdy nie miałam odpowiedzi od studia projektowego, postanowiłam, że na wszelki wypadek złożę wniosek o dofinansowanie erasmusowe na praktyki zagraniczne.
Żeby to zrobić wypełniłam formularz, który znalazłam na stronie mojego Asp. Musiałam dołączyć moje portfolio, wykaz średniej ocen oraz rekomendację wykładowcy.
Komisja na Asp oceniała wszystkie wnioski i mogła wybrać zaledwie kilka osób (na całą uczelnię), które pojadą na zagraniczne praktyki. Udało mi się dostać! Najpierw dowiedziałam się o dofinansowaniu, a dzień później firma z Francji pozytywnie odpisała mi 🙂
Na mojej uczelni kwota dofinansowania praktyk zagranicznych to 550 euro miesięcznie. Na polskie warunki to dużo, ale we Francji może to pokryć głównie koszty mieszkania.
5. Maj i czerwiec – daty, mieszkanie, dojazd
Gdy już miałam potwierdzenia: od firmy – że mnie przyjmą oraz od uczelni – że dostanę dofinansowanie z erasmusa, mogłam zająć się dokładniejszym planowaniem wyjazdu.
Był to dla mnie strasznie stresujący czas. Musiałam wybrać daty stażu. Te zagraniczne praktyki miały trwać minimum dwa miesiące (maksymalnie trzy). Problemem stały się dla mnie terminy sesji letniej, która w tym roku była wyjątkowo późno (na początku lipca). Do tego dochodził obowiązkowy plener we wrześniu w Polsce. Mój staż okazał się być wciśnięty między te dwa wydarzenia. Uff.
Szukanie mieszkania doprowadzało mnie prawie do łez. Zarejestrowałam się na francuskich stronach z ogłoszeniami i pisałam do różnych właścicieli. Nikt mi nie odpisał.
Finalnie miałam ogromne szczęście, bo ze znalezieniem mieszkania pomógł mi szef firmy. Nie wiem co bym zrobiła w innym razie.
Dojazd okazał się być kolejnym problemem. Z Polski nie ma bezpośredniego połączenia samolotowego do Nantes. Po wielu dniach kombinowania zdecydowałam, że polecę porannym lotem do Paryża, później metrem dotrę na dworzec pociągowy i pociągiem TGV pojadę do Nantes.
Z kwestii organizacyjnych: kupiłam ubezpieczenie Euro26, wyrobiłam kartę Ekuz, założyłam konto walutowe w banku i przegrałam zdjęcia z telefonu na dysk.
6. Pakowanie na dwa miesiące
Ostatni stresujący etap czyli pakowanie. To był hardcore. Miałam wykupioną walizkę rejestrowaną o wadze 23 kg, a do tego plecak podręczny. Do plecaka musiałam włożyć całą elektronikę (a było tego dużo) – laptop, tablet graficzny, dysk przenośny, słuchawki oraz milion kabli i ładowarek. Do walizki wkładałam oczywiście całą swoją szafę 😀 I tak musiałam zrezygnować z wielu rzeczy, wzięłam tylko jeden piórnik (a chciałam trzy), nie spakowałam książki, wyciągnęłam paczkę orzeszków, wyciągnęłam taśmę dwustronną (a zawsze się przydaje), zaś szampon wzięłam tylko w małym pojemniczku.
Z ciekawych rzeczy wzięłam: ptasie mleczko i krówki dla firmy jako prezent, herbatę, kaszę jaglaną na śniadanie, nożyk z piłką, szkicownik, leki, suszarkę, ścierki do naczyń, kapsułki do pralki, klapki, kapelusz, chusteczki mokre i do okularów, mini hummus na pierwszy dzień.
A w paczce rodzice dosłali mi: czajnik, kasze jaglaną, gryczaną i jęczmienną (tu nie ma kasz w ogóle, a ja uwielbiam), herbaty i orzeszki (taniej w Polsce), duży szampon, mydła, ściereczki.
I to tyle! Mam nadzieję, że ten artykuł okaże się dla Ciebie przydatny ♥
Jeśli masz jakieś pytania, śmiało daj znać w komentarzu!
Koniecznie zajrzyj na mojego kreatywnego instagrama.